Co grozi za łamanie praw autorskich w social mediach
W skrócie: dlaczego łamanie prawa autorskiego się nie opłaca. Czym ryzykujesz, biorąc cudzą twórczość bez pytania. Co cię czeka, jeżeli bezprawnie wykorzystasz cudze treści. I czy coś zmieni, jeśli zrobisz to przypadkiem i „niechcący”
Zastrzeżenie na początek
To nie będzie kompleksowy wykład prawa autorskiego, nie będzie cytowania przepisów ani cytatów z artykułów naukowych. Tu dostaniesz szybki skrót, raczej ostrzeżenie niż poradę prawną. Pokażę co może Cię spotkać, ale bez wchodzenia w szczegóły na temat tego kiedy, pod jakim warunkiem i czy jak próbować się z tego wygrzebać.
Przypominam, że żaden wpis blogowy nie jest poradą prawną – jeśli jeszcze nie wiesz, dlaczego, to w wolnej chwili zerknij na TEN wpis
Co to znaczy „naruszać prawo autorskie”?
Co w takim wypadku Ci grozi?
1. Skasowanie materiału (posta, relacji, nagrania, komentarza itd…)
Podstawowa i najszybciej widoczna konsekwencja. I wcale nie mam na myśli tego, że skasujesz go samodzielnie, z własnej woli, po czyimś grzecznym zwróceniu uwagi.
Materiały naruszające prawo autorskie znikają „same” – a raczej są kasowane przez sam portal społecznościowy. Automatycznie, jeśli odpowiedni algorytm wykryje, że nie masz do nich uprawnień (tak na przykład działa Youtube i jego system Content ID, który czasem blokuje nagranie już na etapie jego publikowania!
Wiesz, że wystarczy jeden mały nielegalny elemencik, żeby poleciał cały wpis? Robisz dłuuugą instakaruzelę, ale jedna niewielka grafika na przedostatnim slajdzie została umieszczona tam niezgodnie z licencją używania? Nie będzie żadnego cenzurowania czy wycinania. Poleci wszystkie 10 grafik plus treść postu pod nią – nawet jeśli akurat on był wybitnie autorski, całkowicie samodzielnie napisany, i do ani jednego zdania nie można się było przyczepić.
Czy to jest mało dotkliwa konsekwencja? To zależy. W przypadku szybkiego repostu (a reposty na instagramie są z zasady niedozwolone!) stracisz tylko czas poświęcony na dodanie zdjęcia i wyszukanie hashtagów. Ale jeśli poświęcisz kilka godzin cennego czasu na stworzenie instakaruzeli, wartościowego tekstu albo infografiki, które bezpowrotnie wyparują… Cóż. Mnie byłoby żal. Ty oceń wartość swojej pracy.
A przecież czasami tworzenie treści na social media to nie tylko własny czas i trochę wysiłku! Jeśli korzystasz z pomocy zleceniobiorców, każdy taki usunięty materiał to realne finansowe straty!
A jeśli to Ty prowadzisz komuś profil lub pomagasz jako wirtualna asystentka? Opublikowanie nielegalnej treści, nawet jeśli zrobisz to „niechcący” albo z braku wiedzy, może skończyć się niemiło. Zleceniodawca może zechcieć obciążyć Cię innymi konsekwencjami prawnymi, w tym… odszkodowawczymi!
2. Usunięcie konta / ban / blokada konta na portalu
Wielokrotne naruszanie cudzych praw autorskich może skończyć się nawet usunięciem Twojego konta! O tak, wielkie portale są bardzo przeczulone na punkcie praw autorskich…
Z reguły nie stanie się to po pierwszym błędzie – w końcu te przepisy takie skomplikowane, każdemu może się zdarzyć, prawda? Ale każda kolejna nielegalna treść, którą opublikujesz, zbliży Cię do nieuchronnej katastrofy.
Na przykład regulamin Facebooka mówi, że może zawiesić lub wyłączyć konto jeśli będziesz wielokrotnie publikować treści naruszające prawo
(dosłownie mówi o „uporczywym naruszaniu praw własności intelektualnej innych osób”).
Ile razy to już „uporczywie”? Tego nie powie Ci nikt, bo to rzecz bardzo uznaniowa i zależy tylko od oceny danej platformy. Odważysz się sprawdzić samodzielnie, ryzykując istnienie profilu budowanego miesiącami…?
Dlatego lepiej nie ryzykować – w końcu dobrze rozwinięte konto to realna wartość. Żal byłoby je stracić tylko dlatego, że niezbyt regularnie czytało się PrawoWitą. Dowiedz się więcej o internetowym prawie autorskim z innych moich lekcji i szanuj cudzą twórczość!
3. Stres, dyskomfort i niepewność.
O tym ustawy nie wspominają, ale myślę, że powinno się o tym wspomnieć. Każde użycie cudzego zdjęcia, tekstu czy muzyki bez pytania to narażenie się na kontakt z prawnikiem zirytowanego twórcy.
Zwłaszcza, jeżeli taki twórca żyje ze swojej twórczości i często spotyka się z kradzieżą swojej własności intelektualnej. Takie osoby z reguły i tak opłacają usługi kancelarii prawniczych, więc jedno groźne pisemko wte czy wewte nie zrobi im różnicy (to tak uprzedzając tłumaczenia, że kto by tam chciał tracić siły na Twój niekomercyjny pościk na fejsie albo że „więcej wyda na prawnika niż na tym procesie ugra”). A otrzymanie takiego poważnie brzmiącego pisemka to nie jest sympatyczne doświadczenie. Tytuły w stylu „ostateczne przedsądowe wezwanie do zaprzestania naruszeń”, wszystko naszpikowane najcięższą możliwą wersją prawniczego żargonu (strategia celowego onieśmielenia przeciwnika!)… Uwierz mi, nawet ludzie przekonani o swojej niewinności potrafią się czymś takim zestresować.
A to przecież dopiero początek! Jeśli sprawy nie zakończycie polubownie (czyli Twoją zapłatą – ale o tym w dalszej części, przy konsekwencjach finansowych), to sprawa trafi do sadu. Tam z kolei musisz liczyć się z długotrwałym procesem, koniecznością regularnego stawiania się na salach rozpraw i… kosztami. Pisma procesowe kosztują. Wnioski dowodowe kosztują. Kosztuje też prawnik, który będzie bronić Twoich interesów – bo uwierz, przy takich sprawach darmowe porady z internetu nie wystarczą, przyda się osoba z doświadczeniem w temacie praw autorskich.
Dlatego oszczędź sobie stresu i wydatków już teraz – ostrożnie podchodź do cudzej twórczości.
4. Konsekwencje prawne
Konsekwencje finansowe – odszkodowanie
Konsekwencje finansowe – zadośćuczynienie dla autora
Nie będę tu wchodzić w szczegóły, czym to się różni od odszkodowania, za co i kiedy dokładnie się należy. W skrócie: to takie pieniądze, które należą się autorowi OBOK wynagrodzenia za skorzystanie z utworu. Coś „na otarcie łez” za to, że ktoś robił jego utworowi brzydkie rzeczy, np. użył go w sposób, który się autorowi nie podobał, coś tam pozmieniał, nie podpisał autora albo popełnił najgorszą możliwą prawnoautorską zbrodnię – PRZYWŁASZCZYŁ SOBIE AUTORSTWO, czyli popełnił ordynarny plagiat. Zasądzone zadośćuczynienie może powędrować albo prosto do kieszeni autora, który został przez Twoje działania skrzywdzony, albo zostać przekazane na jakiś cel społeczny. Chociaż druga opcja wygląda dużo lepiej w oczach opinii publicznej, to Ciebie jako naruszyciela kosztuje tyle samo. Jednym słowem nie polecam. Lepiej czytać PrawoWitą i nie robić brzydkich rzeczy cudzym utworom.
Konsekwencje KARNE!
5. Przeprosiny i katastrofa wizerunkowa
PODSUMOWUJĄC
Cudzych praw autorskich naruszać nie warto.
Jest to proceder nieopłacalny, kosztowny, stresogenny, narażający człowieka na kontakt z prawnikami zdecydowanie mniej sympatycznymi niż Karina, wymagający wieloletniego bujania się po sądach, a w konsekwencji często zmuszający człowieka do pisania o sobie niemiłych rzeczy na własnych kanałach komunikacyjnych (a nie po to człowiek tworzy w sieci markę osobistą, żeby pisać o sobie niemiło!).
Szanuj cudzą twórczość, działaj w sieci zgodnie z przepisami.
A żeby dowiedzieć się, jak to robić, regularnie czytaj stronę PrawoWita.pl !